Do tego wpisu zabierałam się ze trzy razy. To hasło ciągnie mnie w różne strony i ciężko się zdecydować… no ale podejmuję kolejną próbę. Mam nadzieję, że tym razem udaną.
Zatem na początek hasło ekonomia w ujęciu słownika
„1. «Nauka o prawach rządzących produkcją, wymianą i podziałem dóbr w społeczeństwie; też: nauka o racjonalnym gospodarowaniu »
2. «wydział lub kierunek na wyższej uczelni obejmujący studia w tym zakresie»
3.«umiejętność racjonalnego użytkowania czegoś.»”Słownik języka polskiego PWN,
Z tegoż wpisu dowiadujemy się, że ekonomia jest nauką. Od siebie dodam, że jest nauką społeczną, która jest ważną częścią naszej kultury. Ekonomia zajmuje się bowiem podziałem dóbr, także przepływem pieniędzy. Te materialne zasoby wpływają na zaspokajanie naszych potrzeb, na jakość naszego życia.
Co to właściwie znaczy „racjonalne” gospodarowanie lub użytkowanie czegoś?
Tutaj wchodzi właśnie ten społeczny, miękki charakter ekonomii. Definicja tego co racjonalne wiąże się bowiem z przekonaniami. Przekonaniami o świecie, ludziach, porządku społecznym. Racjonalne oznacza rozsądne. Starożytni operowali pojęciem ekonomii najpierw w kontekście zarządzania gospodarstwem domowym. Z czasem rozszerzono zakres zainteresowania do obszaru całej gospodarki.
W naszej neoliberalnej kulturze przyjęło się sądzić, że rozsądne gospodarowanie to takie, które przynosi zysk, jest wydajne i tak dalej. Brakuje w tym podejściu jednak takich pojęć jak sprawiedliwość społeczna czy podział dóbr odpowiedni dla potrzeb jednostek. Więcej o tym jaką narracją jesteśmy karmione od 35 lat w Polsce i jakie ma to konsekwencje przeczytacie w książce „Patopaństwo” Jana Śpiewaka, polecam1.
Ekonomia porodu?
Zanim jednak ochoczo przyjmiemy tę wizję ekonomii i przełożymy ją wprost na doświadczenia ciąży, porodu i połogu, zastanówmy się na chwilę czy to słuszna droga?
W neoliberalnej narracji i kulturze przedsiębiorczość, wydajność, efektywność urastają do rangi cnót najwyższych, które powinni kultywować wszyscy i nie tylko w odniesieniu do zarządzania pieniędzmi. Dlaczego te pojęcia tak skutecznie przenosimy na inne dziedziny życia?
Odpowiedzi na to może dostarczyć szersze spojrzenie na hierarchię wiedzy i sposobu myślenia. Zajrzyjmy do książki brytyjskiej filozofki Mary Midgley:
Motywem przewodnim tej książki jest przekonanie, że wytwory wyobraźni grają kluczową rolę w naszym rozumieniu świata. Nie są one przeszkodą dla poważnego myślenia, ale stanowią jego niezbędny element. A co być może bardziej zaskakujące, wiele tych wytworów, wokół których toczymy obecnie różne spory, wygląda wprawdzie tak, jakby były oparte na nauce, jednak w rzeczywistości karmią się one fantazją.
Mary Midgley, Mity w naszym życiu, wstęp, Warszawa 20242.
W momencie, kiedy odrzucamy dawny porządek społeczny jako opresyjny a religię jako zabobon, mniej lub bardziej świadomie poszukujemy nowych kompasów, drogowskazów, które dadzą nam punkt zaczepienia w skomplikowanym świecie. Ekonomia ze swoimi liczbami i przełożeniem na codzienne życie wydaje się naturalnym wyborem. Dzięki wykorzystaniu narzędzi matematyki, ekonomia jawi się jako niemal nauka ścisła, to bardzo solidne i obiecujące źródło porządku.
Kultura liczb a poród
Od czasów Kartezjusza żywa jest koncepcja znalezienia jednego fundamentu, uniwersalnego wyjaśnienia świata. Zachwyt nad osiągnięciami nowożytnej nauki przyniósł pokusę przeniesienia narzędzi i pojęć nauk ścisłych do wszystkich innych nauk a także dalej na inne aspekty naszego życia. Materialny, namacalny, mierzalny aspekt świata i doświadczenia zadają się mieć prymat3.
Jeśli coś da się zmierzyć za pomocą maszyny czy pokazać na wykresie należy to zrobić. To na pewno pomoże! Dlatego mimo dowodów na skuteczność w podnoszeniu bezpieczeństwa KTG4 na stałe nomen omen zadomowiło się na salach porodowych.
Dlatego tak łatwo przychodzi nam mówienie o optymalnym przygotowaniu do porodu, nieefektywnych skurczach (przecież maszyna pokazuje na wykresie) czy sprawnym i szybszym porodzie, jako o czymś jednoznacznie pozytywnym, o korzyściach i ryzyku interwencji medycznych. Przecież na okrągło słyszymy, że „czas to pieniądz”, że to czy tamto są najlepszą „inwestycją” w przyszłość naszych dzieci.
W naszej kulturze liczb ekonomiczny żargon ma się dobrze i nieświadomie kształtuje nasze postrzeganie porodu i opieki okołoporodowej.
Ryzyko związane z ekonomizacją naszego życia
Przełożenie kapitalistycznego i neoliberalnego patrzenia na świat na całe nasze życie wiąże się z pewnym ryzykiem.
Jeśli przyjmujemy za miarę wydajność, ograniczenie strat i maksymalizację zysków, jeśli na piedestale postawimy optymalizację naszego życia jesteśmy skazane na poddawanie się presji wskaźników, które powiedzą nam, czy zrealizowałyśmy te cele, na porównywanie się z wzorem wydajności, z jakąś wybraną przez kogoś innego miarą, pokazywaną nam oczywiście jako obiektywna i oparta na wynikach badań naukowych. W porodzie to będzie tempo postępu otwierania się szyjki macicy wyrażone w centymetrach, opisane tabelą lub uśrednionym (!) wykresem5.
Łatwo w takich warunkach stracić nie tylko szacunek dla naturalnych procesów i ich niezależności od naszej woli ale także zaufanie do siebie i swoich rzeczywistych, subiektywnych odczuć.
Ponad to oparcie naszego myślenia o życiu (i porodzie) na konkretnym ujęciu ekonomii współgra z innym trendem opisanym przez koreańskiego filozofa Byung-Chul Hana6. Według niego współcześnie realizacja własnego potencjału jednostki, wykorzystanie naszych talentów, optymalizacja życia są kluczowymi drogowskazami cywilizacji. Żyjemy bowiem w społeczeństwie osiągnięć, w którym nie liczy się już posłuszeństwo wobec norm a osiągnięcie sukcesu. W naszej zachodniej kulturze ten model rozwija się wspaniale. Padł na podatny grunt. Jego przejawem jest w mojej opinii właśnie przenoszenie pojęć ekonomicznych na życie jednostek i na proces porodu.
My jako kobiety w ciąży, w porodzie, w połogu, przejmujemy na siebie pełną odpowiedzialność za te doświadczenia. Nie da się zaprzeczyć, że jest to pozytywne w opozycji do odbierania nam wpływu na nasze życie przez zinstytucjonalizowane społeczeństwo. Jednak kryje się w tym pewne niebezpieczeństwo. Narzucenia nam odpowiedzialności za nasze doświadczenia porodowe tak, jakby były one umieszczone w próżni. Co mam na myśli?
Chodzi o sytuacje, kiedy negatywne doświadczenie porodowe, trauma porodowa, a nawet wspomnienie o czymś, co było trudne w porodzie są komentowane za pomocą oceny tego co kobieta zrobiła albo nie zrobiła: „mogła się lepiej przygotować”, „mogła wybrać poród w domu”, „mogła wziąć znieczulenie”, „mogła wybrać inny szpital”… długo by wymieniać.
Co gorsza my, matki społeczeństwa osiągnięć, same na siebie nakładamy oczekiwania i miary sukcesu. Poród staje się egzaminem, który można zdać lub oblać. Poród musi być i bezpieczny i dobry i świadomy.
Karkołomne wymagania w sytuacji nierównego dostępu do różnych zasobów, różnorodnego kapitału kulturowego7 i wsparcia społecznego jakimi dysponujemy. Zwłaszcza w wysoce zinstytucjonalizowanym i zmedykalizowanym systemie opieki, w jakim przechodzimy przez doświadczenia ciąży, porodu i połogu. Jesteśmy między młotem zewnętrznych, przestarzałych oczekiwań co do tego jak wydajne mają być nasze ciała a kowadłem naszych wewnętrznych oczekiwań i wyobrażeń na temat sukcesu porodowego.
Zanim sięgniesz po następną książkę…
albo post na IG, albo rolkę czy kurs szkoły rodzenia, zanim puścisz w świat kolejne polecenie jakiejś techniki albo produktu, który na pewno usprawni poród… zastanów się kiedy ostatnio po prostu posiedziałaś, pobyłaś w ciąży, kiedy ostatnio robiłaś NIC? Możesz sobie na to pozwolić?
Poprzedni wpis „D jak Definicje”
Kolejny wpis „F jak Fizjologia”
Jestem aktywistką porodową, od 2018 pod szyldem Planeta Poród. Więcej o mojej misji i przekonaniach przeczytasz w na stronie „O mnie.”
Alfabet to cykl wpisów, w którym nie podaję gotowych rozwiązań ale zachęcam do wzięcia udziału w serii eksperymentów myślowych, służących poszerzeniu perspektywy patrzenia na opiekę okołoporodową.
- Jan Śpiewak, „Patopaństwo: Jak elity pustoszą nasz kraj”, Warszawa 2025.
https://www.gwfoksal.pl/patopanstwo-o-tym-jak-elity-pustosza-nasz-kraj-jan-spiewak-sku20bf6bc4c743f4c4c39e.html ↩︎ - Mary Midgley, „Mity w naszym życiu”, Warszawa 2024, wstęp. ↩︎
- Sama na to nie wpadłam. To skondensowane wnioski z pierwszych 130 stron książki Mary Midgley, którą cytowałam wyżej. ↩︎
- Polecam wpisy dr Kirsten Small, na przykład ten: https://birthsmalltalk.com/2024/11/20/the-invention-of-the-ctg-machine-the-history-of-fetal-heart-rate-monitoring/ ↩︎
- Tak, chodzi o słynną „krzywą Friedmana”, ale to kolejny temat rzeka zasługujący na osobną opowieść. ↩︎
- Byung-Chul Han, „Społeczeństwo zmęczenia”, przeł. Rafał Pokrywka, Warszawa 2022. https://wydawnictwo.krytykapolityczna.pl/spoleczenstwo-zmeczenia-i-inne-eseje-byung-chul-han-1081 ↩︎
- Zgroza! Tu też ekonomiczna naleciałość! ↩︎